Po cholerę mam się produkować z jakimś inspirującym niczym
seriale paradokumentalne na TVN wstępem jak to radzą największe koksy
blogosfery, wprowadzając powoli czytelnika w błogi nastrój, łechcząc jego
zmysły, sprawić by się odprężył i pozwolił kolejnym sekundom zaznaczać swoją
obecność na jego stronie, jak cały mój wstęp zawarty jest w tytule? Więc
spokojnie. Jeśli jesteś blogerem, a mam nadzieję, że tak, to z pewnością
znajdziesz tutaj coś, co Cię sowicie wkurwi i pozwoli Ci obrabiać mi dupę na
zamkniętych grupach. Osz Ty niedobry ty. Nu nu nu. Tylko wiesz co? Wali mnie
to.
Blogerów już nie ma!
Nie ma! Wyzdychali na jakąś Odrę, czy ki chuj? Kiedyś byli.
Z dumą, jakby pierwszy raz bzykali, przywdziewali sobie łatkę blogera. A teraz?
Jaki kurwa bloger? Ja jestem Influencerem! Czujesz to? Blogerzy w łańcuchu
pokarmowym, to takie robaki, które wpierdalają gówno, wysrane przez kogoś
więszego. Influencer to co innego. To jest szacun na dzielni, który porównać
można jedynie do podeptania trawnika pod blokiem, mimo że jest tabliczka, by
tego nie robić. Ba! Nawet nowe grupy na fejsie mają w swojej nazwie nie bloger
a Influencer.
Kiedyś ludzie pisali notkę czy posta, a teraz każdy się
reklamuje, że kurwa artykuł napisał. Jakby do Timesa na okładkę normalnie.
Klikasz w linka, a tam? 15 zdjęć i 3 zdania opisu. Od chuja mi to artykuł.
Hipokryzja.
Ja na przykład jestem
propagatorem zdrowego trybu życia, czyli wpierdalam jak leci mięcho, a jak
grillowane to podwójnie. Nigdy nie
zostawię niedojedzonej goloneczki czy nieodpitego piwa. Zawsze u babci wszamię
kotlecika z chlebem, więc nie ma takiej opcji, żeby mnie przyłapano w
wegańskiej restauracji jak zajadam się jakąś trawą a sos sojowy cieknie mi po
gębie. Nie!
Ale coraz częściej spotykam takie zachowania w blogosferze.
Wyobraź sobie, że „laska” prowadzi bloga poświęconego sawławiwrowi. Uczy
dobrych manier. Ogólnie to na drugie ma Etykieta. I co? Pierwsza do siania
gównoburzy na grupach. A nawet widziałem niedawno, jak walczyła niczym lwica w
obronie innej blogerki, która sama brała udział w dyskusji. Chuj z nią.
Można też pisać, tak jak jedna „wielka”, że jest
najszczęśliwszą kobietą na świecie, a jej mąż pracuje na drugim końcu świata.
Owszem. Szczęście raczej nie ma ścisłej definicji, ale do chuja wafla nikt mi
nie wmówi, że szczęście to widzenie swojej rodziny raz na kilka miesięcy. Chuj z nią.
Można również w każdym poście nawoływać do samoakceptacji.
Do pokochania siebie takim jakim się jest. Do polubienia swojego nadbagażu. By
zaraz po tym pisać, że robi się skalpel i „wraca się do formy”. Chuj z nią
Można też być pozerem i szczycić się niczym żuk kulką gówna,
że kim to się kurwa nie jest. Panem i władcą świata dosłownie. Chwalić się tym,
ile to się nie zarabia, by zaraz potem… zorganizować zbiórkę na leczenie kota.
Ciekawe czy mu się to udało, bo jak zadałem to pytanie bezpośrednio, to dostałem
od razu Bana. Chuj z nim.
Można też żalić się, że inni blogerzy są be, bo nasyłają
lewe arabskie konta na jej socjalki. Szkoda, że to zaraz po tym, jak samemu się
wykupiło polubienia na Insta dla innej osoby i z oskarżonej, zrobiła z siebie
ofiarę. Matka Madzi normalnie. Chuj z nią.
Można też wrzucać w co drugim zdjęciu swoje cyce i
zapewniać, że taka naturalność i jędrność zarazem, to efekt ćwiczeń bla, bla,
bla. Pewnie chińscy sprzedawcy push-upów z Ali
jej przytakną. Dać linka może? Mogłaby chociaż kupować swój rozmiar, a
nie kilka za mały, co by jej ścisnęło jak gorset. Chuj z nią. chociaż nie. Bo to ta sama, co wyżej,
Jedynie matki piszące blogi są bez winy. Tak mogłoby się
wydawać. Bo przecież tak chętnie zachwalają drewniane zabawki dla dzieci. Bo to
takie super. Bezpieczne, fajne, rozwijające. Innych nawet nie ma co kupować. A
chwilę po tym Wader, czyli producent jebanego plastikowego szajsu rzuca wywrotkę w barterze i co druga mamka struga pieśni wychwalające chińszczyznę.
Prawo dużych.
Nie ma czegoś takiego, że ot tak sobie zwrócisz uwagę komuś
dużemu. Nie możesz. Nawet jeśli ten bloger coś odjebie konkretnie, np. jego
dzieci pogryzą małpy, a ten będzie jeszcze reklamował produkt na pogryzienia,
to nie napiszesz na profilu tej osoby, że takie zachowanie jest niestosowne czy
ki chuj, bo zaraz dostaniesz bana. Nawet napisanie o tym na zamkniętej grupie
dla blogerów nie jest dobre, bo jeszcze z ciebie zrobią winnego. Bo przecież
każdemu może się zdarzyć, a Twoje zachowanie jest nie na miejscu. I to pisze
gościówka od sawławiwru, czytaj gównoburzy.
Clickbajty.
Powiem tak. Jeśli jesteś małozasięgowym blogerem, to po
wrzuceniu clickbajta, czyli tytułu rodem z Onetu, który z treścią ma wspólnego
tyle co rudy z bzykaniem, to zostaniesz przez publikę zjedzony i wysrany w dwie
minuty. Co innego duże blogi. Ich to nie dotyczy. Np. napisze tytuł: „Zrobiłam
to 3 razy na pralce” a w treści pisze o jakiś gumowcach. Owszem, pojawiają się
pojedyncze głosy niezadowolenia, ale szybko giną one w tłumie zachwyconych
czytelniczek. Iim bardziej przegięty i popierdolony tytuł, tym więcej ludzi
daje się nabrać i kliknie w link do strony. Bo im nie chodzi o to, żeby ktoś to
czytał. Tylko żeby wszedł. Na minutę chociaż.
Książki.
Jesteś blogerem? Musisz napisać książkę. Inaczej jesteś
nikim. Chuj z tym, że nie skończyłeś podstawówki, w każdym zdaniu robisz po
pięć literówek, nie znasz podstawowych zasad ortografii, ale książkę masz
napisać! Tylko kurwa o czym, skoro Twoje życie jest równie ciekawe co łuskanie
grochu, nie wyróżnia Cię nic poza pryszczami na dupie i nie posiadasz wiedzy z
jakiegoś wąskiego zakresu, która może się komuś przydać. Ale chuj tam. Pisz.
Cokolwiek. Przecież jesteś blogerem. Ludzie Cię kochają. Pisz.
Żebrolajki
Znacie to uczucie, kiedy wchodzicie na jakiś blog, zwabieni
clickbajtem, czy zdjęciem fajnej laski w
bikini bądź bez i jeszcze nie zdąży się otworzyć strona, jeszcze nawet na cycka
nie spojrzycie, a już wyskakuje do Was niczym Seba z bramy komunikat z Facebooka,
że masz natychmiast polubić tę stronę bo inaczej Twoja pralka będzie cierpieć?
Ja wtedy zawsze robię dwie rzeczy. W tył zwrot i naprzód marsz.
To jeszcze penis. To
można znieść. Ale jak ktoś Ci wyjeżdża w co drugim poście, żebyś koniecznie
polubił, skomentował, bądź udostępnił posta, to odcinam mu wtedy od razu
członka. Społeczności. Czyli odlubiam stronę. Pa pa.
Teraz lepiej. Można bycie blogerem wykorzystywać w konkursach na lajki. Wtedy wystarczy oblecieć wszystkich fanów tekstami, że dej bo ja muszem wygrać. Pomusz co? Zrobię za to lajva o pierdzeniu.
Rankingi dla blogerów.
Który bloger o takich nie słyszał? Który bloger nie marzył
by w takim rankingu się znaleźć? Splendor, Wieczna chwała i pieśni śpiewane
przez okolicznych bardów! To jakby w pojedynkę Troję podbić, albo przebiec sto
metrów bez przerwy na szluga. Ale nie… ja bym nie chciała. Nie, no co Ty. Może
kiedyś, ale teraz to nie. Absolutnie. A zaraz po ogłoszeniu wyników…
-Co kurwa!? Kto wygrał? Przecież jedyne do czego On się nadaje, to wycior do
lufy nowiutkiego czołgu T42. Za co ja się pytam? Zapłacił! Loda zrobiła! Nie
dziwne wcale, bo żle jej z pyska patrzy!
No to może teraz warto się skupić na samych rankingach.
Pierwszy to Share week. Czyli takie wzajemne masowanie sobie
waginy. Ja tobie, a Ty mi. Czyli każdy bloger poleca dowolne trzy inne blogi i
o tym, kto dostaje złotego, srebrnego, czy brązowego fiuta, decyduje ilość
polecajek. I to jest piękne. Wystarczy, że masz bloga, na którym nie ma żadnego
wpisu. Żadnego! Ale z reala znasz kilku
blogerów i prosisz ich o głos dla beki. Wtedy następuje ogłoszenie wyników i
blog takiej osoby trafia na szczyt tego zjebanego konkursu. Ale po co prosić znajomych. Nie lepiej jest
poprosić… członków grupy, której jesteśmy adminem o głosy? Ups! Powiedziałem to
głośno? Przepraszam. Nie chciałem. Jakby kurwa nikt nie wiedział, że takie machloje przechodzą.
To może warto wspomnieć o samym organizatorze? Powiem, że
przez jakiś czas śledziłem jego fp i za chuj nie wiem, co mną kierowało, że aż
tyle czasu moja łapka w górę u niego była. Łotewer! W każdym razie poza
żniwami, czyli masowym nalotem napalonych blogerów tfu! Influencerów, którzy
żyją tylko tym, kto kogo polecił dalej, jest u niego Pustynia! Pieprzona Sahara
na, której tylko wiatr wieje. No ale, co ja tam wiem. Przecież jestem tylko
blogerem.
Kolejny ranking jest robiony dla najbardziej wpływowych
blogerów. I są tam podziały podobnie jak w szerliku. Złoty, srebrny i brązowy
kutas. Dodatkowo są jeszcze „wschodzące gwiazdy blogosfery” Spoko się wydaje.
Tylko mam jedno ale. A raczej kilka al. Bo po pierwsze, wschodzące gwiazdy od
kilku lat są te same. Czyli to podobnie jak z nazywaniem Piotrka Zielińskiego
młodym talentem, mimo że ma on już 28 lat z tego co pamiętam. Fuck logic. Druga
rzecz to fakt, że założyciel tego konkursu nie jest nawet blogerem. Tzn był.
Dobry ponoć był. Jeden z lepszych. Tak jak Tomaszewski kiedyś. Porównanie
nieprzypadkowe, ponieważ zarówno jeden, jak i drugi myślą, że świat nie idzie
do przodu i do osiągnięcia sukcesu potrzeba dokładnie tych samych metod, jakimi
oni posługiwali się w swoich czasach. Na przykładzie Sławka Peszko widać, że
chlanie na zgrupowaniach teraz nie przynosi sukcesów, więc te metody można wsadzić
sobie w skarpetę i później ją spalić. Dodatkowo zaimponował mi tegoroczny
ranking, w którym znalazł się… założyciel pierwszego rankingu… nie mam kurwa
pytań.
Ucz się, bo masz od kogo.
Zanim obrośniesz w piórka, bo oto udało Ci się współpracować
z chińskim producentem ciuchów, to poobserwuj jak to robią inni. Lepsi. Jest sporo blogerów wartych naśladowania. Wartych
podglądania. Wartych, by się od nich uczyć. Co nie zmienia faktu, że i tak
#jebaćblogi. Zostawiam Was teraz kochani koledzy blogerzy z kijami w dupach. Dalej róbcie to, co robicie najlepiej, czyli walcie się. A ja teraz idę na spokojnie poczytać PigOuta. Bo go nie było w tych Waszych zjebanych rankingach. Nara. Idźcie teraz hejtować, bo co Wy innego możecie zrobić?
Jestem blogerem. Zarabiam powyżej średniej krajowej. Wiesz dlaczego?
Bo kurwa zapierdalam na etacie jak chory pojeb. Dlatego.
Nie chce mi się pisać długiego, monotonnego wstępu, chociaż
wiem, że gdybym to zrobił, to byłby to najlepszy wstęp ever. Zamiast tego, od
razu przechodzę do dzieła niczym łysy z Brazzers, kiedy przyjeżdża naprawić
pralkę.
Bo ja napisałem Kamasutrę na nowo. Lepszą. Bo moją. Łapcie,
korzystajcie, puszczajcie dalej, albo olejcie i idźcie się upalić z kumplami,
bo na cholerę tracić czas na czytanie.
Kamasutra Kociej Dupy.
Pozycja 1. Na strażaka
- Należy wsadzić sikawkę bezpośrednio w źródło ognia.
Pozycja 2. Na ogrodnika
-Przed zasadzeniem, należy dokładnie ugniatać glebę.
Pozycja 3. Na Skoczka narciarskiego.
-Odlatujesz zaraz po wyjściu z progu
Pozycja 4. Na Himalaistę.
-Przed szczytowaniem musisz przez kilka godzin się aklimatyzować.
Pozycja 5. Na szachistę.
-Wskakujesz koniem na królową, kiedy hetman śpi.
Pozycja 6. Na Florecistę
-Wbijesz swój floret, zanim ktoś wbije swój Tobie.
Pozycja 7. Na PigOuta
-Robisz to na różowych szafeczkach.
Pozycja 8. Na wędkarza.
-Wyciągasz dopiero, jak przestanie brać
Pozycja 9. Na Policjanta.
-Zakładasz kajdanki drugiej osobie i rzucasz ją na maskę.
Pozycja 10. Na kościół.
-Zanim wejdziesz, zdejmij czapkę
Pozycja 11. Na górnika.
-Wchodzisz jak najgłębiej.
Pozycja 12. Na wypłatę.
-Musisz przerżnąć wszystkie w jedną noc.
Pozycja 13. Na pracę.
-Po prostu pierdolisz.
Pozycja 14. Na Urząd skarbowy.
-Masz związane ręce, a ktoś dobiera Ci się do dupy (zasłyszane).
Pozycja 15. Na blogera.
-Co 5 minut robisz przerwę, żeby zrobić zdjęcie.
Pozycja 16. Na księdza.
-Pod żadnym pretekstem nie zdejmuj
butów
Pozycja 17. Na polityka
-Pierdolenie bez całowania.
Pozycja 18. Na weganina.
-Bez dotykania szyneczki
Pozycja 19. Na astronautę.
-Wyjebanie w kosmos
Pozycja 20. Na rower.
- … no właśnie
Pozycja 21. Na wiadukt we Włoszech.
-Zwyczajnie się wali
Pozycja 22. Na Netflix.
-Możesz jedynie popatrzeć, jak zapłacisz.
Pozycja 23. Na cygana.
-Po rozebraniu kobiety, zapierdol jej ciuchy.
Pozycja 24. Na dach.
-Kryjesz.
Pozycja 25. Na szefa.
-Wypierdolenie bez słowa.
Pozycja 26. Na sapera.
-Uważaj na przedwczesny wybuch.
Pozycja 27. Na piłkarza.
-Robisz dwa wzwody i strzelasz gola.
Pozycja 28. Na autostradę.
-Płacisz żeby wjechać.
Pozycja 29. Na oreo.
-najpierw poliż, potem zamocz.
Pozycja 30. Na toster.
-Wystrzelasz aż pod sufit.
Pozycja na kocią dupę.
-Wykonujesz wszystkie pozycje. Po 3 razy.
A jaka jest Twoja ulubiona pozycja?
Jak nie pisać tekstów?
Zastanawiasz się dlaczego Twój blog nie uderza taranem w
rytm piosenek Zenka Martyniuka do bram Olimpu blogosfery? Dlaczego nawet Twój
kot rzyga, patrząc na to, co wychodzi spod Twoich palców? Dlaczego nie możesz
ruszyć z kopyta, jak koń Gandalfa do Gondoru, tylko stoisz w miejscu, jak osioł
przy żłobie? Przecież czytałeś poradniki, których w necie jest milion i jeszcze
trzy. Brałeś udział w szkoleniach, wiesz kiedy postawić przecinek, kiedy
napisać erzet, a kiedy zet z kropką. Może i tak jest, a może… Jednak robisz coś
nie tak? Pokażę Ci dzisiaj co wkurwia ludzi do tego stopnia, że po przeczytaniu
Twojego tekstu zapisują sobie adres Twojego bloga, tatuują go na ręku i dodają
przypomnienie w telefonie, byle tylko nigdy więcej na niego nie wejść.
Jak nie pisać bloga?
Nie pisz pamiętnika!
Tak, tak. Przecież kiedyś blog, to był takim pamiętniczkiem. Pisało się o tym, że miało się z rana zatwardzenie takie, że jak w końcu poszło, to razem z jelitem. Pisało się o niecodziennych zmaganiach ze zrobieniem rosołu z kostki i jaki to on nie był przepyszny i przyszli sąsiedzi spróbować i im smakowało i później ich dzieci przyszły, ale im już nie smakowało, a Wojtuś to się zachłysnął jak jadł i klusek to mu nosem wylazł i tak śmiesznie wyglądał, aż Grażynka spod dwójki, to tak się zaczęła śmiać, że wypadła jej szczęka i wpadła w wyrzyganą kupę kociej sierści, a później były lody i Grażynka bez szczęki tak śmiesznie je robiła…
Pamiętniki są spoko, jeśli traktują o przygodach w stylu
ostry gang bang z siedmioma mulatkami, zakończony tańcem pogo na dachu limuzyny
premiera. Takie bym czytał, ale jeśli piszesz litanię o krojeniu ogórków na
sałatkę, to sorry Winnetou, ale czytaczy nie będzie.
Nie rup błenduf łortograficznych
Kórwa. Zastanuf sie, czy pszyjemnie czytało by sie ci
teksty, w kturyh blenduf łortograficznych jest wincyj niż transwestytuf w
tajskih bórdelach? W sómie, to właźnie wpadlem na pomysł, rzeby napisadź kiedyź
cały tekst w takim styló. Ja pierdolem, ale to jest fajne. Tylko musk tża
wysilić, rzeby się nie pierdolnonć i nie napisadź przypadkiem nic poprafnie.
Tylko ło ile to morze byź zabawne, kiedy pirzemy tak calowo, jeden tekst na
pszykład o gotowaniu łogurkowej pszez
grarzyne, to jeźli bendziemy tak strógać cały czas, to nie ma hója we
wsi, rze ktoź to bendzie czytał.
Nie rób błędów interpunkcyjnych.
Zanim, wrzucisz tekst. Na bloga: to sprawdź czy nie’
zawiera/ on dużej ilości, błędów? Interpunkcyjnych{} bo to często, razi, w
, oczy
, bardziej. Niż ksiądz. Idący
za rękę z Twoją, starą. Do tego, nie,
trzeba mieć. . . . jakichś , . , , , . . . nadprzyrodzonych,
zdolności. Wystarczy, wrzucić tekst:
do darmowego, programu, w przeglądarce!
I on to ws,zystko wyłapie?
Nie pisz pod SEO
Wystarczy, że wejdziesz w jakikolwiek poradnik i tam zawsze zachęcają do dbania o SEO
Tylko do chuja
Nie stawiaj nagłówków
Na całą stronę
W każdej kolejnej linijce
To wygląda gorzej
Niż przefiltrowane zdjęcie na Insta
Albo jak wegański kebab
Albo ogólnie wegańskie żarcie
Albo jak weganie
Nie rób tak
I chuj
Nie bolduj co drugiego słowa.
Ten punkt w sumie można podpiąć pod SEO. Poradniki mówią, że
korzystnie na pozycję w wyszukiwarkach, wpływa boldowanie, czyli pogrubianie
ważniejszych fragmentów. Wpływa to na przejrzystość tekstów i ogólnie na
łatwość czytania. Jeśli jednak zaczniesz z tym przesadzać, to twój tekst będzie
wyglądał gorzej, niż łąka po przemarszu dziesięciu tysięcy krów. Wszędzie
nasrane i choćby nie wiem jak się starać, to i tak się w gówno wlezie. Jedynym
wyjątkiem od reguły są moje teksty, ponieważ każde słowo jest bardzo ważne i
zasługuje na wyróżnienie.
Nie kopiuj kogoś innego.
Pamiętaj, tekst na bloga, to nie pisanie matury. Nie musisz pisać słowo w słowo tego, co napisał wcześniej ktoś inny. Rozumiem, że czasami korci, że aż się prosi, żeby jakiś genialny tekst sobie przywłaszczyć. Też często przez to przechodzę, ale zawsze wtedy sobie uświadamiam, że przecież to ja napisałem. Dlatego jeśli znajdziecie w sieci mój tekst, to pamiętajcie, że można go udostępnić, a nie kraść.
Bo zajebie.
To tak na początek. Jak będziesz się stosować do tych rad, to zapewniam, że w ciągu trzech dni zostaniesz bogaty. A jak nie, to chuj. Najwyżej będziesz dziadować. Co Ci zależy? Spróbuj!
To tak na początek. Jak będziesz się stosować do tych rad, to zapewniam, że w ciągu trzech dni zostaniesz bogaty. A jak nie, to chuj. Najwyżej będziesz dziadować. Co Ci zależy? Spróbuj!